
Jaki upir jest, każdy widzi...

„Szeptucha” to kolejna powieść Katarzyny Bereniki Miszczuk, osadzona w alternatywnym świecie, w którym w Polsce nie rządzi Kościół Chrześcijański, lecz nadal obowiązują słowiańskie wierzenia i legendy. Wierzy się w Welesa, boga umarłych, Świętowita, tego od świata żywego, sprytne rusałki, czy groźne upiry. Tak, upiry, nie upiory.
Obecność legend, które, jako słowianie, znamy sprawia, że naprawdę przyjemnie się czyta. Kto w końcu nie zna opowieści co działo się na Łysej Górze (a działo się niemało, oj niemało), co można zdarzyć się w Noc Kupały, czy po co organizowane są Dziady? „Szeptucha” przypomina o tych wszystkich staropolskich świętach i, jak dla mnie, na nowo zachęca do poznania ich od podszewki. I to właśnie podoba mi się najbardziej. Świat opisany opiera się na naszych wlanych legendach, które, nie ma co ukrywać, są po prostu świetnie!
Gosia, a właściwie Gosława Brzózka, jest całkiem sympatyczną pannicą. Dwudziestoczteroletnia dziewczyna, jak określił jeden bohater, „w kwiecie wieku” (ach ci staruszkowie!), prezentuje sobą wszystko to, co prawdziwy mieszczuch powinien reprezentować, czyli paniczny strach przed kleszczami, nadludzką zdolność do wpadania w każdą błotną kałużę w okolicy i racjonalizm, który nie pozwala uwierzyć w chociażby lecznicze właściwości szklanki wody z surowym jajkiem wylanej do pieca. Tak się składa, że to pomaga na ból brzucha. O!
- To mówisz, że smoki naprawdę istnieją?
- Tak. Pioruny podczas burz wcale nie powstają w chmurach, tylko w pyskach smoków.
Uwierzyć znaczy zobaczyć, po prostu.
A co z fabułą? Otóż nie stoi w miejscu, lecz dzielnie brnie do przodu i nie pozwala na chociażby zalążek myśli „nudne to to”. Chociaż nie mogę powiedzieć, że jest pełna super zwrotów akcji i zaskoczeń, nie. Czyta się przyjemnie i bez nerwów, zdaje się, że o to właśnie chodzi. Do tego jest to pierwszy tom cyklu, a więc mogę śmiało powiedzieć, że pech mnie nie opuszcza... zawsze jak zaciekawi mnie opowieść, okazuje się, że to pierwszy tom cyklu, a na drugi czekaj sobie, czytelniku, czekaj. Tak.
„Szeptucha” to książka warta przeczytania. Nie tylko ze względu na obecność słowiańskich bóstw i legend, ale również na całą historię, podczas której niejednokrotnie parschniecie śmiechem i stwierdzicie „to przez to małe draństwo ciągle pali mi się ta żarówka!”.